Wczoraj wczesnym popołudniem do hostelu wchodzi mężczyzna przed 30-stką, broda, długie włosy, czy to współwłaściciel, czy pracownik (70% osób w tym hostelu wydaje się być w nim na jakiejś bliżej nieokreślonej zasadzie zatrudniona), trudno ocenić, ale napewno jest tu kochany. Całują go na powitanie wszystkie kobiety i mężczyźni (ci ostatni dodatkowo zawodzą do niego i do siebie nawzajem budzące wspólne wspomnienia piosenki, mężczyzna siada na moment do komputera w recepcji, niby to do monitora kontynuuje śpiew, chyba zmyślając część słów, bo wszyscy nagle wybuchają śmiechem, kobiety znowu nie mogą się oprzeć, idą go wyściskać; jedna z nich (sprzątaczka, wiek 45+) odstawia kubeł, obejmuje go za szyję, zaciąga do stołu, częstuje papierosem ze skórzanego futerału. Palą te fajki, uchachani deliberują Bóg wie o czym.
Rany Boskie, gdzie my jesteśmy, Rany Boskie...
Boskie, Boskie… to chyba wciąż Boskie...
Boskie Buenos Aires.
Rany Boskie, gdzie my jesteśmy, Rany Boskie...
Boskie, Boskie… to chyba wciąż Boskie...
Boskie Buenos Aires.
2 comments:
no nie macie zle...a nie mozna by tak dla starszych wieksza czcionka...kocham mama mu
Na pewno pamiętasz Basiu tych niezwykłych przemiłych ludzi Arabów w hotelu w Jerozolimie :)
mama
Post a Comment