Wednesday, January 28, 2009

Pewien kardiolog z Buenos Aires, który prosi o uszanowanie anonimowości, przekonał nas do tego, że zasłużyliśmy na jeden dzień wakacji i polecił Puerto Pirámides. Pojechaliśmy tam PKS-em, a zdjęcia ukryliśmy tu.
Una matita por la tarde en Puerto Pirámides, fot. BM
Ruti przyszła się przywitać, z pieskiem i z nami! fot. BM

Friday, January 23, 2009

Wczoraj byla wycieczka krajoznawcza. Wynajetym samochodem pojechalismy wraz z trojka innych podroznikow/wczasowiczow w kierunku slynnego Puerto Rawson, w ktorym podgladac mozna tutejejsza faune w postaci bialo-czarnych delfinow, niezbyt ladnych fok, kormoranow i jeszcze paru innych gatunkow ptactwa, ktorego nazw nie pamietam, a pozniej do Reserva Provincional Punta Tombo, gdzie znajduje sie najwieksze, zdaje sie, na swiecie zbiorowisko pingwinow magellanskich. I oto wlasnie ciekawostka - pingwiny wystepuja nie tylko na lodach Antarktydy, ale toleruja, z wieksza lub mniejsza przyjemnoscia, upaly polnocnej Patagoni. Tutaj trzeba dodac, ze Patagonia nie jest, jak sie okazalo, kraina wiecznych mrozow i przy odrobinie szczescia trafia sie 38 stopni o godzinie 9tej wieczorem... czego doswiadczylismy wczoraj.

Zdecydowanym faworytem nr 1 wczorajszej wycieczki byly delfiny bedace jedynymi chyba na swiecie zwierzetami, ktore na dzwiek motoru motorowki nie uciekaja, a wrecz przeciwnie, z radoscia podplywaja i bawia sie z lodka; scigaja sie, oplywaja ja wokol, przeplywaja pod spodem i wyskakuja po bokach nad wode.
Faworytem nr 2 sa oczywiscie pingwiny. W rezerwacie znajduje sie ich ok 500 tysiecy i ta kraina pingwinow jest niesamowitym miejscem. Pingwinie nory znajduja sie pod kazdym krzakiem i pingwin jest tam, mniej lub bardziej doslownie, na pingwinie. Ludzie maja tam wytyczona trase, ale pingwiny bezwzgledne pierszenstwo. Tzn. gdy pingwin chce przejsc przez droge czlowiek musi stanac i przepuscic pingwina. I faktycznie wyglada to troche tak jak na Marszalkowskiej; pingwin przed przejsciem na druga strone rozglada sie w prawa i w lewa strone po czym rusza swym smiesznym, pingwinim krokiem. Ogolnie jednak pingwiny zainteresowane (ale tez i zestresowane) obecnoscia gatunku ludzkiego specjalnie nie sa. Maja swoje sprawki.
Rano jeden z rodzicow pozostawia drugiego wraz z dzieckiem (podobno rowno dziela sie obowiazkami) i wyrusza w strone morza (czasami ma do pokonania spory kawalek) po posilek. Nad morzem pingwiny zachowuja sie identycznie jak turysci w Puerto Madryn (i pewnie turysci w kazdym innym nadmorskim kurorcie). No moze troche tylko zgrabniej poruszaja sie w wodzie. Czesc pluska sie i nurkuje, czesc wyglada jakby opalala sie na stojaka, a reszta wyleguje sie na piasku. Po poludniu wykapane i najedzone pingwinie mamy lub 'taty' migruja z powrotem do swoich gniazd, gdzie ich zglodniale potomstwo rzuca sie im do gardel.
My mielismy okazje zobaczyc wczoraj ten popoludniowy rytual.
W rezerwacie koegzystuja z pingwinami rowniez lamy, ktorych zwyczajow dobrze nie znamy, ale sa bardzo malowniczymi zwierzetami i udalo nam sie uchwycic je naszym obiektywem.

Wiecej zdjec tutaj.

Tuesday, January 20, 2009

na pełnym Atlantyku jest miejsce tylko dla key players
(hiszp. jugadores claves)...

...t.j. BM, dwa statki pamiętające M. Thatcher i Malwiny/Falklandy oraz próbująca uciec z kadru noga (dezertera?)

w końcu nasz super-aparat wraz z super-obiektywem dokonał selekcji i zostali już tylko najlepsi…


...a na samym końcu najlepsi z najlepszych.
Mordęga codzienności trwa.

Pod tym linkiem pare jeszcze zaleglych zdjec z BsAs

Monday, January 19, 2009

Kilka słów o podróży Buenos Aires - Puerto Madryn. Jedzie się 18 super-godzinek autokarkiem i poznaje mnóstwo ciekawych osób. Zanim jeszcze ruszyliśmy, do środka wchodzi pan podobny do A. Nocioniego i rozdaje ulotki z definicjami alkoholu, marijuany, kokainy i heroiny, po czym mówi, że jest z takiej i takiej fundacji, był w więzieniu, był alkoholikiem i narkomanem, a teraz czas pomagać innym. Zbiera datki od pasażerów (którzy dosyć chętnie się dokładają), zabiera ulotki, prosi kierowcę o zatrzymanie pojazdu (w międzyczasie zaczęliśmy jechać) i wychodzi. Jedziemy niezbyt długo, stajemy nagle w jakimś parku. Pomocnik kierowcy wchodzi po 10 minutach na nasze piętro (na górę, tak, taki to był autokar!), bardziej żeby dotrzymać towarzystwa, niż żeby coś wyjaśniać. Na początek żart: ‘To koniec podróży’. Pasażerka przed nami odpowiada mu żartem:
- Co powie mój szef jak się spóźnię do pracy?
- Jak się nazywa twój szef?
- Carlito.
- Aaaa Carlito, to spokojnie.
Pożartowali, zalali mate gorącą wodą, nic się nie dowiedzieliśmy (w tym momencie my z kolei zaczęliśmy żartować, zakrywając trzy pierwsze litery nazwy naszego przewoźnika ‘Patagonica’ na oparciu fotela z przodu), ale za 15 minut autobus ruszył. Dało się nawet zasnąć, rano obejrzeliśmy fajny film z Kevinem Spaceyem i Samuelem L. Jacksonem (najlepsze było, jak ten drugi mówi przez walkie-talkie ‘Hello sportsfans’ do swoich kolegów z NYPD w momencie, w którym przejmuje kontrolę w przysłowiowej hostage situation). Nad ranem wyłączyli nawet klimę, więc dało się żyć.
Puerto Madryn to taka tutejsza Łeba. Może tylko trochę więcej gier plażowych się tu rozgrywa. Jest też grupa muzyczna indian z Peru, podobna do tej z warszawskiej stacji metra ‘Centrum’. Słońce tu pali (zachowujemy się jak mąż naszej argentyńskiej przyjaciółki z Dublina, niejaki Ale, który opowiadał, że za każdym razem, kiedy jest w domu na dworze i dusi się od upału, to szepcze do siebie: ‘więcej, więcej, dajcie mi tego więcej, na zapas, nie mogę się teraz poddać i zejść w cień’). Wieje też wiatr, wobec czego Basia rozpoczęła morderczy cykl treningu windsurfowego pod kryptonimem ‘ocho salidas’, czyli ‘osiem wyjść’:

1) rano powitanie morza (w tym też i ja uczestniczę, choć w samym morzu bardzo króciutko…)
2) po śniadaniu hop na deskę z wypożyczalni i walka (do zbułowania), a mąż opalando el cuerpo.
Jutro postaramy się sfotografować te zajęcia, a za parę dni (po zamknięciu cyklu windsurfingowego) jedziemy oglądać pingwiny: znowu musiałem wybłagać to u żony.

Wednesday, January 14, 2009

Wczoraj wczesnym popołudniem do hostelu wchodzi mężczyzna przed 30-stką, broda, długie włosy, czy to współwłaściciel, czy pracownik (70% osób w tym hostelu wydaje się być w nim na jakiejś bliżej nieokreślonej zasadzie zatrudniona), trudno ocenić, ale napewno jest tu kochany. Całują go na powitanie wszystkie kobiety i mężczyźni (ci ostatni dodatkowo zawodzą do niego i do siebie nawzajem budzące wspólne wspomnienia piosenki, mężczyzna siada na moment do komputera w recepcji, niby to do monitora kontynuuje śpiew, chyba zmyślając część słów, bo wszyscy nagle wybuchają śmiechem, kobiety znowu nie mogą się oprzeć, idą go wyściskać; jedna z nich (sprzątaczka, wiek 45+) odstawia kubeł, obejmuje go za szyję, zaciąga do stołu, częstuje papierosem ze skórzanego futerału. Palą te fajki, uchachani deliberują Bóg wie o czym.
Rany Boskie, gdzie my jesteśmy, Rany Boskie...
Boskie, Boskie… to chyba wciąż Boskie...
Boskie Buenos Aires.

Monday, January 12, 2009

"zakaz galopowania po ulicach miasta"

Tutaj zdjecia z wczorajszego spaceru po feria de antiguedades czyli tutejszym targu staroci w San Telmo (czyli dzielnicy w ktorej mieszkamy, tutejszej starowce). Robienie zdjec nowym obiektywem to naprawde wielka przyjemnosc, poza tym zastepuje u mnie chec nabywania rzeczy... Nie wiem na jakiej zasadzie to dziala, ale odkrycie ciekawe. W zwiazku z powyzszym zrobilam dzisiaj zdjecie przepieknej bizuterii na ktora nigdy w zyciu nie bedzie mnie stac, zobaczymy czy ta ciekawa zaleznosc zadziala w tym przypadku... :)

PS Przepraszam za brak polskich znakow, ale tu ich brak.

Saturday, January 10, 2009

Nasz zapał do turystyki nie słabnie mimo upału (który wciąż jednak jest mile widziany). Basia wybłagała wizytę na stadionie Boca Juniors, ja z kolei wymodliłem odwiedziny muzeum sztuki współczesnej z ekspozycją-exhibicją Marcel-a Deschamp-a. Obie atrakcje w kolorowej dzielnicy Boca, którą zachwalała nam już pierwszego dnia bardzo miła pani na lotnisku. A gdy wróciliśmy do hostelu niespodzianka gratis od linii Alitalia: plecak Franka z zapasem past do zębów, misiem od mamy, srebrnym czepkiem "duma Raszyna" i innymi niezbędnikami. Zostaniemy tu chyba do połowy przyszłego tygodnia, bo muzyka w hostelu przyjemnie kołysze nam głowy. Podpisuje się "el diez" maradona oraz jego miła żona.

PS. Attention Guy Barles: please check out "samochody w BA". We anticipate frequent additions to this exciting collection!

Friday, January 9, 2009

w parku reserva natural costanera sur de buenos aires gatunek niespotykany - dwojka bladobialych lysoli

Tuesday, January 6, 2009

ahoj przygodo!
ahoj przygodo!
eintracht frankfurt über alles