Wednesday, January 14, 2009

Wczoraj wczesnym popołudniem do hostelu wchodzi mężczyzna przed 30-stką, broda, długie włosy, czy to współwłaściciel, czy pracownik (70% osób w tym hostelu wydaje się być w nim na jakiejś bliżej nieokreślonej zasadzie zatrudniona), trudno ocenić, ale napewno jest tu kochany. Całują go na powitanie wszystkie kobiety i mężczyźni (ci ostatni dodatkowo zawodzą do niego i do siebie nawzajem budzące wspólne wspomnienia piosenki, mężczyzna siada na moment do komputera w recepcji, niby to do monitora kontynuuje śpiew, chyba zmyślając część słów, bo wszyscy nagle wybuchają śmiechem, kobiety znowu nie mogą się oprzeć, idą go wyściskać; jedna z nich (sprzątaczka, wiek 45+) odstawia kubeł, obejmuje go za szyję, zaciąga do stołu, częstuje papierosem ze skórzanego futerału. Palą te fajki, uchachani deliberują Bóg wie o czym.
Rany Boskie, gdzie my jesteśmy, Rany Boskie...
Boskie, Boskie… to chyba wciąż Boskie...
Boskie Buenos Aires.

2 comments:

Anonymous said...

no nie macie zle...a nie mozna by tak dla starszych wieksza czcionka...kocham mama mu

Anonymous said...

Na pewno pamiętasz Basiu tych niezwykłych przemiłych ludzi Arabów w hotelu w Jerozolimie :)
mama