Friday, January 23, 2009

Wczoraj byla wycieczka krajoznawcza. Wynajetym samochodem pojechalismy wraz z trojka innych podroznikow/wczasowiczow w kierunku slynnego Puerto Rawson, w ktorym podgladac mozna tutejejsza faune w postaci bialo-czarnych delfinow, niezbyt ladnych fok, kormoranow i jeszcze paru innych gatunkow ptactwa, ktorego nazw nie pamietam, a pozniej do Reserva Provincional Punta Tombo, gdzie znajduje sie najwieksze, zdaje sie, na swiecie zbiorowisko pingwinow magellanskich. I oto wlasnie ciekawostka - pingwiny wystepuja nie tylko na lodach Antarktydy, ale toleruja, z wieksza lub mniejsza przyjemnoscia, upaly polnocnej Patagoni. Tutaj trzeba dodac, ze Patagonia nie jest, jak sie okazalo, kraina wiecznych mrozow i przy odrobinie szczescia trafia sie 38 stopni o godzinie 9tej wieczorem... czego doswiadczylismy wczoraj.

Zdecydowanym faworytem nr 1 wczorajszej wycieczki byly delfiny bedace jedynymi chyba na swiecie zwierzetami, ktore na dzwiek motoru motorowki nie uciekaja, a wrecz przeciwnie, z radoscia podplywaja i bawia sie z lodka; scigaja sie, oplywaja ja wokol, przeplywaja pod spodem i wyskakuja po bokach nad wode.
Faworytem nr 2 sa oczywiscie pingwiny. W rezerwacie znajduje sie ich ok 500 tysiecy i ta kraina pingwinow jest niesamowitym miejscem. Pingwinie nory znajduja sie pod kazdym krzakiem i pingwin jest tam, mniej lub bardziej doslownie, na pingwinie. Ludzie maja tam wytyczona trase, ale pingwiny bezwzgledne pierszenstwo. Tzn. gdy pingwin chce przejsc przez droge czlowiek musi stanac i przepuscic pingwina. I faktycznie wyglada to troche tak jak na Marszalkowskiej; pingwin przed przejsciem na druga strone rozglada sie w prawa i w lewa strone po czym rusza swym smiesznym, pingwinim krokiem. Ogolnie jednak pingwiny zainteresowane (ale tez i zestresowane) obecnoscia gatunku ludzkiego specjalnie nie sa. Maja swoje sprawki.
Rano jeden z rodzicow pozostawia drugiego wraz z dzieckiem (podobno rowno dziela sie obowiazkami) i wyrusza w strone morza (czasami ma do pokonania spory kawalek) po posilek. Nad morzem pingwiny zachowuja sie identycznie jak turysci w Puerto Madryn (i pewnie turysci w kazdym innym nadmorskim kurorcie). No moze troche tylko zgrabniej poruszaja sie w wodzie. Czesc pluska sie i nurkuje, czesc wyglada jakby opalala sie na stojaka, a reszta wyleguje sie na piasku. Po poludniu wykapane i najedzone pingwinie mamy lub 'taty' migruja z powrotem do swoich gniazd, gdzie ich zglodniale potomstwo rzuca sie im do gardel.
My mielismy okazje zobaczyc wczoraj ten popoludniowy rytual.
W rezerwacie koegzystuja z pingwinami rowniez lamy, ktorych zwyczajow dobrze nie znamy, ale sa bardzo malowniczymi zwierzetami i udalo nam sie uchwycic je naszym obiektywem.

Wiecej zdjec tutaj.

5 comments:

Anonymous said...

Baardzo lubię tu zaglądać ale brrr co to za ortograficzne błędy!Phi!

Anonymous said...

błędy porawione:)

Anonymous said...

zazdroszczę i pingwinów i lam i argentyny i 38 stopni...mama mu

Anonymous said...

niesamowite te czarno-białe pingwiny!

Anonymous said...

a ja najbardziej zazdroszczę słońca... m.